10/23/2019 01:31:00 PM
"Rysunkowy chłopak" - najnowsza książka polskiej królowej dramatów K.N. Haner. Recenzja.
Dotychczas z twórczością K.N.Haner miałam styczność tylko poprzez recenzje jej dzieł. Z każdą nowo wydaną pozycją internet wrzał, a opinie były bardzo pozytywne. W jednej przeczytałam następujące słowa "...książka wbiła mnie w fotel", czy "...po przeczytaniu musiałam ochłonąć, gdyż emocje są zbyt duże". Po takich opiniach musiałam osobiście sięgnąć po twórczość polskiej "królowej dramatów" i przekonać się, czy rzeczywiście jest ona warta takich ocen. Akurat tak się złożyło, że kilka dni temu, a dokładnie 16 października swoją premierę miała najnowsza książka autorki "Rysunkowy chłopak".
Główną bohaterką jest Diana. Młoda i bardzo utalentowana dziewczyna, która jakiś czas temu straciła swoją bratnią duszę, był nią jej brat bliźniak. Od momentu wypadku dziewczyna zamknęła się w sobie i odsunęła od ludzi. Jedyną osobą, która była jej naprawdę bliska była jej przyjaciółka Chanel (Loli). Koleżanki razem studiowały i mieszkały w wynajętym wspólnie mieszkaniu. Tylko dzięki wsparciu Loli nasza bohaterka jako tako funkcjonowała i dotychczas nie porzuciła studiów, co już od dawna chodziło jej po głowie.
Stosunki damsko-męskie są tematem całkowicie obcym dla Diany. Natomiast jej współlokatorka czuje się w tym jak "ryba w wodzie". Co chwilę spotyka się z kimś innym i przeżywa namiętne chwilę, którymi dzieli się z przyjaciółką. Pewnego dnia mają jechać na zajęcia i szkicować z natury. Modelem ma być jeden z najprzystojniejszych chłopaków na uczelni, kapitan akademickiej drużyny rugby i przede wszystkim znany ze swoich miłosnych podbojów - Vincent Green. Diana będąc dziewicą jest zupełnie nieobyta do widoków nagich mężczyzn dlatego niechętnie jedzie z koleżanką na zajęcia.
Na uczelnianym parkingu dochodzi do wypadku. Chłopak, który miał być modelem wjeżdża w bagażnik Di i tłumaczy się tym, iż zajęła ona jego miejsce parkingowe. Zdając sobie sprawę z własnej winy i bojąc się o całkowite utratę prawka, które i tak już wisi na włosku, proponuje dziewczynie pomoc medyczną w klinice jego ojca w zamian za wzięcie na siebie całej winy za wypadek. Diana mająca dobre serce się zgadza. I takim oto sposobem Vincent odwozi ją by mogła otrzymać pomoc medyczną.
W klinice obolała i zdezorientowana nie umie oderwać wzroku od przystojniaka. Jak się okazuje jest nim brat Vincenta - Ryan.
"Jeszcze nigdy żaden facet nie wywarł na mnie takiego wrażenie. Podobali mi się chłopcy, ale być pod wrażeniem a czuć, jak miękną ci na czyjś widok nogi, to zupełnie dwie różne sprawy. Dwa inne uczucia. To pierwsze jest takie gówniarskie, nastoletnie wręcz, a drugie... Poczułam, że on podoba mi się tak, jak facet podoba się kobiecie."
Za każdym następnym razem te niby przypadkowe spotkania kończyły się bardzo podobnie. Facet okazywał jej zainteresowanie, a nasza bohaterka powoli się zakochiwała. W tajemnicy przed wszystkimi zaczęli spędzać ze sobą czas. Ryan powodował, że Diana otwierała się przed nim i ból, który cały czas towarzyszył jej od utraty brata zaczął powoli odstępować. Wydawał się być facetem idealnym, uczył ją cieszyć się z małych rzeczy i to właśnie przy nim doznała swojego pierwszego orgazmu od pieszczot. Do niczego więcej nie doszło. Obydwoje tego pragnęli, lecz ze względu na to, iż miał to być ten pierwszy raz Ryan powstrzymywał się tłumacząc, iż nie jest to ten odpowiedni moment, a dziewczyna nie jest na to jeszcze gotowa.
Wydawać by się mogło, iż jest to marzenie każdej dziewczyny. Odnaleźć tego jedynego, przeżyć z nim ten pierwszy raz i móc być już na zawsze szczęśliwą. Ale tu pojawia się "ale". Przeszkodą jest to, iż nasz Pan perfekcyjny ma żonę. Pomimo tego, że są w separacji Diana nie chce łamać własnych zasad i rozbijać związku, więc wycofuje się z układu w jakim jest z Ryanem. Postanawia także wziąć rok przerwy na studiach i spróbować poukładać swoje życie na nowo. Cierpi, lecz uznaje, że tak będzie lepiej. Podczas, gdy nasi bohaterowie się poznawali Vincent i Loli zakochali się w sobie. Mogło by się wydawać, że to chwilowe zauroczenie i uczucie nie przetrwa, jednak pozory czasem mylą. Podczas imprezy urodzinowej Vincenta Di poznaje Denisa. Jak się później okazuje jest on bratem żony Ryana. Nasza bohaterka postanawia otworzyć się na ten związek. Czy jednak rozsądek wygra z sercem? Czy Diana dokona właściwego wyboru i jak potoczą się losy zwykłej dziewczyny i rysunkowego chłopaka? O tym dowiecie się czytając książkę, a zapewniam Was, że nie pożałujecie.
Książkę pochłonęłam niemal od razu. Wciągnęła mnie bez reszty i naprawdę sprawiła, że po jej zakończeniu musiałam ochłonąć. Zazwyczaj im dalej brnę w historię, którą poznaje, tym więcej mam w głowie możliwości jej zakończenia. W przypadku "Rysunkowego chłopaka" też tak było. Przemyślałam wszelkie według mnie możliwe scenariusze i gdy już dobrnęłam do końca dosłownie oniemiałam. Ponieważ tego, jak się zakończyła dana historia nie przewidziałam. Nie dopuszczałam nawet takowej myśli, iż jest to możliwe. Byłam totalnie emocjonalnie zdruzgotana. Z pozoru zwykła historia o miłości stała się niezwykła. Z tego, co wiem, ta książka musiała dojrzeć w szufladzie dość długi czas, by wreszcie mogła ujrzeć światło. I bez wątpienia warto było na ten moment czekać. Ta historia przypomniała mi moje lata młodzieńczej beztroski i to
uczucie, gdy miłość ścina z nóg, a emocje trzeba opanować bo wszystko
jest tak nowe i intensywne, aż brakuje tchu. Chciałabym podziękować autorce K.N. Haner i Wydawnictwu Editio Red za możliwość poznania tej książki. Z pewnością sięgnę po inne dzieła autorki i chętnie powrócę z recenzją.
Główna bohaterka dzięki Ryanowi powoli uczy się na nowo żyć i próbuje odnaleźć się po stracie brata. To dzięki niemu zaczyna dostrzegać, iż potrzeba do tego nie wiele. Wystarczą małe kroczki, takie jak np. radość z jedzenia. Zauważa, że można na nowo odkrywać produkty i ich smak, co przynosi same pozytywne odczucia. Ja nie tak dawno odkryłam smak sushi. Ta japońska potrawa skradła moje serce. Niepowtarzalne łączenie ryżu i składników zakrapianych sosem sojowym nie da się porównać z niczym innym. W moim mieście jest kilka lokali serwujących dane przysmaki. W niedalekiej przyszłości planuje wypróbować też sushi street food, czyli handrolle niepokrojone rolki, które można spożywać w każdych warunkach.
Główna bohaterka dzięki Ryanowi powoli uczy się na nowo żyć i próbuje odnaleźć się po stracie brata. To dzięki niemu zaczyna dostrzegać, iż potrzeba do tego nie wiele. Wystarczą małe kroczki, takie jak np. radość z jedzenia. Zauważa, że można na nowo odkrywać produkty i ich smak, co przynosi same pozytywne odczucia. Ja nie tak dawno odkryłam smak sushi. Ta japońska potrawa skradła moje serce. Niepowtarzalne łączenie ryżu i składników zakrapianych sosem sojowym nie da się porównać z niczym innym. W moim mieście jest kilka lokali serwujących dane przysmaki. W niedalekiej przyszłości planuje wypróbować też sushi street food, czyli handrolle niepokrojone rolki, które można spożywać w każdych warunkach.
Kurcze, mam wrażenie, że ta autorka non stop wydaje jakieś nowości..
OdpowiedzUsuńWbiłaś mnie w fotel tą recenzją. Mimo, że czytałam tą książkę muszę Ci przyznać, że ta recenzja jest fantastyczna i bardzo, ale to bardzo zachęcająca. Zawsze Ci piszę, że Twoje recenzje książek powodują, że się chce - tu i teraz mieć w dłoni coś, co wciąga. Masz moje gusta. Kasia - autorka zaskakuje. Jej książki cieszą się dobrą opinią. "Rysunkowy chłopak" mnie zachwycił. Czytając pomyślałam sobie nawet "ale ta Diana ma farta", mimo sprzeczności losu. A nawet jej trochę zazdrościłam tego super hiper mega fajowego Ryana. Zakończenie jednak było takim zwrotem. Czekałam, czekałam i chciałabym więcej, ale o ile mi wiadomo, to jeden tom. Szkoda. Może autorka kiedyś zrobi z tego kontynuację. Wiem jedno: zainteresowały mnie inne książki Kasi Haner. Chce przeczytać teraz serię o Morfeuszu. Skłonna byłam ją zamówić z okazji jej urodzin, była fajna promocja, ale z powodu młynu w pracy zapomniałam. Ale z pewnością nadarzy się okazja.
OdpowiedzUsuńCo do sushi - ja niestety nie lubię. Może kiedyś zmienię zdanie.
Nie lubię tego typu literatury i nie sięgnę po nią. No, po prostu mi coś w tego typu książkach nie pasuje i tyle.
OdpowiedzUsuńMam książkę w planach
OdpowiedzUsuńLubię takie książki od czasu do czasu, na co dzień sięgam po inną literaturę. Jednak recenzja bardzo ciekawa :)
OdpowiedzUsuńWarto przeczytać
OdpowiedzUsuń